Papierowe linie lotnicze. Niecodzienne podróże z Tymczasem
Wbrew pozorom podróże w czasie to bagatela. Każdy dzień jest przecież wyprawą w przyszłość. Zdarza się jednak, że wybieramy środki transportu, które poruszają się na przekór wszelkim terminarzom. Kiedy stery trzyma Grzegorz Janusz, a o widoki dba Przemek Truściński, możemy spodziewać się co najmniej niecodziennych wrażeń…
W tym czasie, równocześnie, jednocześnie, w tej chwili, na razie, chwilowo, teraz, obecnie, natomiast, ale, lecz, jednakże, jednak, wszakże, pomimo to. Co wspólnego mają ze sobą powyższe wyrażenia? Według słownika wszystkie z nich stosować można wymiennie z wyrazem „tymczasem”. Co więcej, podobnie jak to niepozorne słowo, wszystkie są też lekkostrawne i przepływają przez układ wzrokowy czytelnika prawie niezauważone; rzadko kiedy przyciągają uwagę na dłuższą chwilę.
Oczywiście zdarza się, że „tymczasem” idzie w parze z pewnego rodzaju zmianą, kontrastem – niekoniecznie budzącym skojarzenia z czasem – lub zastępuje pożegnanie. Zwraca wówczas na siebie uwagę, ale nieczęsto przychodzi mu grać w tekście główną, tytułową rolę. Jednak właśnie taka sytuacja ma miejsce w komiksie Grzegorza Janusza i Przemysława Truścińskiego. Ten jednowyrazowy przeskok z jednej czasoprzestrzeni lub myśli w drugą pełni w tym przypadku zarówno funkcję tytułu, jak i istotnego spoiwa warstwy narracyjnej albumu.
W najnowszym komiksie wspomnianych wcześniej autorów mamy do czynienia z kilkoma wymiarami tytułowego określenia. Co więcej – na tym się nie kończy. Historia, jaką rysownik i scenarzysta snują na kartach albumu, dotyczy bowiem słów, książek i literatury w ogóle. Sytuacja, w jakiej znajdują się główni bohaterowie, jest pozornie błaha. Oto z bibliotecznych półek oraz z pamięci bibliofilów znikają publikacje znanych i zasłużonych literatów. Każdy, kto kiedykolwiek stanął przed (daremną nieraz) próbą przypomnienia sobie jakiegoś ciekawego terminu, pojęcia albo – na przykład – autora jakiejś przed laty przeczytanej, niezmiernie interesującej książki, doskonale zrozumie tę mieszankę zdziwienia, zakłopotania oraz zaciekawienia, jaka staje się udziałem bohaterów komiksu. Ten pozornie drobny problem po chwili urasta jednak do rozmiarów globalnych i nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. Okazuje się bowiem, że kwestia pustego miejsca na bibliotecznej półce, lub w osobistym archiwum pamięci czytelnika zyskuje w komiksie szerszy, kulturowy kontekst.
Znikanie książek, zarówno w formie fizycznej, cyfrowej, jak i umysłowej, obejmuje cały świat. Giną wszelkie ich egzemplarze, przekłady oraz ślady, jakie mogłyby zostawić w zbiorowej świadomości. Ot zbrodnia doskonała… Niemal, bo mimo wszystko działania tajemniczego złodzieja nie pozostają niezauważone. Rzeczywistość po kolejnych kradzieżach jest podziurawiona, pełna luk, podobnie jak dialogi między bohaterami, które wyglądają trochę tak, jakby brakowało im spójników – jakiegoś spoiwa. Złodziej pozostaje tymczasem nieuchwytny, przemieszczając się już nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Ta niezwykła umiejętność stanowi kolejny dowód na to, że wspomniane, tytułowe słowo jest w komiksie Janusza i Trusta swoistym kluczem, zaklęciem oraz narracyjną klamrą spinającą dwie różne płaszczyzny, rzeczywistości.
Jeżeli problem dotyczy słów, książek i literatury, to można dojść do wniosku, że właśnie w nich należy szukać rozwiązania. Takie tropy podrzucają też autorzy. Efektem końcowym ich działań jest komiks, który opisuje historię tak niezwykłą, że chciałoby się go włożyć między bajki albo umieścić w dziale science-fiction. Tymczasem przeskakuje do różnych czasoprzestrzeni, zabierając czytelnika do przyszłości, czasów przeszłych oraz w podróż powrotną – do punktu wyjścia. Tymczasem zaginione książki nadal się nie odnajdują, a więc mamy tu do czynienia z (pozornym) paradoksem – naukową fikcją, która mówi prawdę o rzeczywistym świecie. Bo czy ktoś słyszał o książce Lema, która nosiłaby tytuł Czarna dziura? No właśnie, nad tym pytaniem warto się dłużej zastanowić.
Ciekawa w Tymczasem jest owa jednoczesna indeksalność i autoreferecyjność. Z jednej strony, komiks mówi o książkach, które zniknęły – a więc sugeruje, że kiedyś istniały. Funkcjonuje na zasadzie cienia, który jest dla obserwatora jedynym dowodem na obecność rzucającego go przedmiotu. Z drugiej strony – demaskuje nieistnienie wspomnianych książek, a zatem sam odnosi się do siebie i udowadnia swoją wiarygodność.
Paradoks zawarty w Tymczasem w dużej mierze odzwierciedla to, jak funkcjonują słowa. To ich używa się niejako „pod nieobecność” obrazu bądź namacalnych przedmiotów i to one wskazują na istnienie bądź brak rzeczy, które przywołują. Z kolei od słowa niedaleko już do znaku, obrazu i literatury – a co za tym idzie – fikcji oraz estetyki, z których bardzo często czerpiemy wiedzę o tym, co dla nas nie jest już fizycznie dostępne – o historii. To w niej byłyby poważne, gigantyczne wręcz luki, gdyby nie literatura piękna i sztuka. Swoją drogą, gdyby te właściwości szeroko pojętej kultury słowa i obrazu nie zostały nigdy dostrzeżone, to dziś na przykład kolekcja Luwru byłaby galerią osobliwości rodem z cyrku, bajki, lub filmu s-f.
W tym sensie komiks Janusza i Truścińskiego jest zabawny i przewrotny. Traktując o istotnej roli sztuki bądź literatury, nawet przez chwilę nie popada w patetyczne czy martyrologiczne nastroje, tak ciężkostrawne w niektórych tekstach mających promować rodzimą kulturę. Mimo że komiks ten, jako publikacja związana z prezydencją Polski w UE, musi być wypadkową kompromisów pomiędzy wizjami wydawców i urzędników, twórcom udało się zachować pewną autonomię zarówno w warstwie wizualnej, jak i narracyjnej czy treściowej. W rysunkach oraz scenariuszu widoczne są swoboda, zabawa formą, gatunkiem oraz delikatne przymrużenie oka.
Obydwie warstwy dobrze ze sobą współgrają. Wzorem linii narracyjnej, rysunki Trusta również zabierają czytelnika w podróże w czasie i przestrzeni. Nieprzypadkowo album utrzymany został w swoistym neo-retro – estetyce łączącej lata 70. z bardziej nowoczesnym stylem. Kolory, którymi zajął się Krzysztof Ostrowski, także noszą znamiona takiej optyki. Ponadto obecny w scenariuszu motyw znikania słów, książek i utraty pamięci odbija się echem w kompozycji oraz stylu rysunkowym Trusta. Interesująco operuje on niedopowiedzeniem, świadomie pozostawiając niektóre kadry i plany ledwo nakreślone. Tym sposobem udaje mu się zbudować atmosferę korespondującą ze scenariuszem i zrównoważyć komiks jako całość.
Tymczasem to lektura treściwa i zarazem lekkostrawna. Łączy w sobie to, co popkulturowe i literackie, zaskakujące i oczywiste, tautologiczne i niedookreślone. W sprytny sposób zachęca do zapoznania się z dorobkiem przywołanych w nim pisarzy, równocześnie sygnalizując problematykę, którą odnaleźć można chociażby w takich publikacjach, jak No Future BookŁukasza Gołębiewskiego. Znikające książki bowiem to nie tylko odległa przyszłość bądź fikcja. To na bieżąco aktualizowana, medialna, cyfrowa rzeczywistość superszybkich skanerów, usług Google Books oraz wielu innych zjawisk, środków i przestrzeni, poprzez które przetwarzana i zawłaszczana bywa kultura w tym czasie, równocześnie, jednocześnie, w tej chwili, na razie, chwilowo, teraz, obecnie, natomiast, tymczasem…
Magdalena Rucińska
Przykładowe plansze
O albumie
Tymczasem
rysunki: Przemysław Truściński
kolor: Krzysztof Ostrowski
scenariusz: Grzegorz Janusz
56 stron, format A4
okładka i środek w kolorze
oprawa twarda
data wydania: grudzień 2011
ISBN 978-83-62520-72-5
Do nabycia
publikacja została przygotowana przez kulturę gniewu na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i jest dostępna za darmo w Centrach Informacji Europejskiej
Sugerowany zapis bibliograficzn recenzji
Rucińska, Magdalena. „Papierowe linie lotnicze. Niecodzienne podróże z «Tymczasem»”.Recenzje. Internetowy dodatek do „Zeszytów Komiksowych”. <http://www.zeszytykomiksowe.org/recenzja_tymczasem>. 10 lutego 2012.