Osiedlowa nuda i językowe skamieliny
GadKaszmatka to istny pożeracz czasu. Zastosowana przez Dominika Szcześniaka pisownia tytułu sprawia, że brzmi on dwuznacznie. W efekcie, oprócz gadki, czytelnik otrzymuje gada – kreaturę, która jest wyjątkowo żarłoczna i gustuje w nieuchwytnym oraz nienamacalnym rodzaju pożywienia. Ta, chciałoby się powiedzieć, nazbyt prosta gra słowna została przez Szcześniaka wykorzystana w zabawny sposób. Jego komiks nie razi dosłownością, a raczej bawi tym, co dzieje się między słowami. Nie ma tu krokodyli goniących za zegarkami, ale jest za to sporo gadaniny oraz językowych reliktów przeszłości.
Album zaczyna się od sceny, która utrzymana jest w duchu prymitywnym, prehistorycznym, a na dodatek rozwija myśl zawartą w tytule. Gad Kaszmatka jest w niej stworem znanym jedynie z legend oraz podań ustnych. A zatem jest wytworem wyobraźni, tematem rozmów lub – jak kto woli – rodzajem mowy pierwotnej. W zasadzie tak pozostaje do końca albumu. Tyle że w dalszej jego części jest już po prostu gadką szmatką – mową ociekającą frazesami.
Każda kolejna scena w komiksie Szcześniaka jest wizją jakiegoś etapu w życiu głównych bohaterów, obrazem pewnej epoki. A opiera się on przede wszystkim na słowach. Warstwa wizualna bowiem zdradza niewiele. Jest dosyć schematyczna, umowna, powoduje, że realia, w których osadzone zostały postaci z komiksu, stanowią bardzo ogólne wyobrażenie o osiedlowym podwórku jako stałym, niezmiennym miejscu spotkań bohaterów historii. Najistotniejsze detale czytelnik odkrywa jednak w dymkach zapełnionych pogawędkami. To z nich może wywnioskować, na jakie czasy przypadły dzieciństwo, adolescencja i dorosłość grupki znajomych, których Szcześniak uczynił niejako głównymi bohaterami swoich komiksowych opowiastek. Niejako, bo jednak ważniejszą od nich rolę odgrywają w historyjkach pozornie nic nieznaczące pogadanki.
Komunikację między bohaterami albumu cechują przede wszystkim błahość, powtarzalność i wtórność. Często, niczym small talk, służy ona zagłuszeniu ciszy, zabijaniu czasu. Przewijają się w niej wciąż motywy wzięte z mediów, popkultury, osiedlowych legend, komunałów. Rozmowy bohaterów składają się więc głównie z informacji zapośredniczonych; z rzeczy, które bohaterowie przyjmują na wiarę, nie mając możliwości osobistego ich doświadczenia. Czasem w zabawny sposób poruszane są w nich kwestie językowe – zasady pisowni, deklinacji, wymowy. Niejednokrotnie też rozmówcy wytykają sobie nawzajem marazm, w którym tkwią po uszy i który leży u podstaw ich nieumiejętności wykraczania poza schematy, frazesy.
W albumie lubelskiego twórcy i krytyka komiksowego rozmowy stanowią jednak przede wszystkim nośnik informacji na temat bohaterów oraz otaczających ich realiów. Dzięki słowom, tytułom i nazwom własnym, którymi usiany jest językowy krajobraz komiksu, czytelnik dowiaduje się, że bohaterowie przeżywali swoje dzieciństwo na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a dorastając, wkraczali w nowe milenium. W ostatniej części swojej obrazkowej historii autor zwraca uwagę na to, że językowa topografia, w której dojrzewali, to obecnie zbiorowisko staroci, archaizmów – reliktów przeszłości. Dlatego w finalnych scenach jego bohaterowie sami nazywają siebie dinozaurami, rasą na wyginięciu. W końcu stanowią szkicową reprezentację pokolenia, które stało się już swego rodzaju legendą. Generacji, o której – zresztą świetnie – opowiadał Michał Śledziński w Osiedlu Swoboda.
Mimo ciekawie wykorzystanej warstwy językowej oraz udanego nieraz dowcipu, GadKaszmatkaDominika Szcześniaka pozostaje jednak komiksem o niewykorzystanym potencjale. Chociaż nie przeszkadza w nim zanadto fakt, że jego bohaterowie nie są zbyt charakterystyczni czy charyzmatyczni, a raczej stanowią rodzaj blokersowych everymanów, to trudno już nie zauważyć mankamentów jego warstwy wizualnej. Jest to najsłabszy aspekt albumu, który dosyć mocno przeszkadza w lekturze. Kreska Szcześniaka nie należy do nadzwyczajnych, a rysunki są syntetyczne, proste, ale nie do końca. Można odnieść wrażenie, że zabrakło w nich konkretnej decyzji – wyczucia, które umożliwiłoby autorowi przyjąć lepszą, w jego przypadku, bardziej oszczędną formę. A przede wszystkim, zrezygnować z kreskowania i światłocienia, które bez wątpienia nie są jego mocnymi stronami. Album twórcy przez lata związanego z „Ziniolem budzi zatem mieszane uczucia. Czasu, który poświęciłam jego lekturze, nie uważam jednak za zmarnowany.
Magdalena Rucińska
O albumie
GadKaszmatka
scenariusz i rysunki: Dominik Szcześniak
184 strony, format 175×250 mm
okładka kolorowa, środek czarno-biały
oprawa twarda
data wydania: maj 2012
wydawca: Ważka
Do nabycia
wydawnictwo-wazka.pl
incal.com.pl
sklep.gildia.pl
Sugerowany zapis bibliograficzny recenzji
Rucińska, Magdalena. „Osiedlowa nuda i językowe skamieliny”. Recenzje. Internetowy dodatek do „Zeszytów Komiksowych”. <http://www.zeszytykomiksowe.org/recenzja_gadkaszmatka>. 17 sierpnia 2012.