Miesiąc miodowy na safari – pasożyty, toksyny i zakochani

Kamil Giedrys

Trudno ująć znaczenie podróży w kilku słowach. Błahe przemieszczanie się z miejsca na miejsce może być pretekstem do przemyśleń, odnajdywania siebie, źródłem wielu emocji. Nic tak nie pobudza jak zmiana otoczenia, to dzięki niej możemy spojrzeć na naszą codzienność z innej perspektywy. Fantazją współczesnego człowieka jest ucieczka od codzienności, obowiązków, poświęceń i powtarzalnych czynności. Wyobrażamy sobie, że można po prostu wyjechać, znaleźć się w innym, niezwykłym miejscu, które stanie się naszym nowym domem, zupełnie innym od poprzedniego. Jesse Jacobs w albumie Miesiąc miodowy na safari wysyła nas w przewrotną i jedyną w swoim rodzaju podróż. Konsekwentnie zaskakująca i niesamowita turystyczna ekspedycja celnie diagnozuje ludzką kondycję.

Jesse Jacobs znany jest przede wszystkim z pracy przy Porze na przygodę, jednak jego mniej znane, solowe projekty są nie lada gratką dla fanów surrealizmu i intrygujących doznań z pogranicza snu i jawy. Twórczość tego niebanalnego komiksiarza można umieścić w jednym szeregu z pracami Chada VanGaalena i Polly Nor, artystów opisujących świat mało skomplikowanymi środkami wyrazu, przepuszczonymi przez wszelkiego rodzaju dziwności i zamierzone warsztatowe ułomności. Polski czytelnik niestety nie miał okazji zapoznać się z By This Shall You Know, wydawnictwem z 2012 r. łączącym wątki z Miesiącem miodowym na safari. Dla warsztatu autora charakterystyczna jest spójność między szaloną linią fabularną prac a stylem graficznym – na pozór prostym, lecz ulegającym obsesji autora tworzenia przedziwnych istot, geometrycznych kształtów, złożonych krajobrazów, po macoszemu traktującego przedstawienie człowieka i jego anatomii. Zresztą prostota jest słowem-kluczem do twórczości Jacobsa. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z narkotycznym dziełem wypełnionym wręcz przytłaczającą liczbą dziwactw. Jednak tak jak kreska, historia nie jest efekciarska ani przeładowana zwrotami akcji czy innymi sensacyjnymi zabiegami.

Opowieść toczy się na safari, a głównymi bohaterami są nowożeńcy spędzający miesiąc miodowy. Groteska wylewa się z tego komiksu strumieniami, zestawiając nierzadko sprzeczne ze sobą elementy. Zapewne safari może być sposobem na świętowanie zawiązania węzła małżeńskiego, lecz egzotyczny wyjazd u Jacobsa staje się orgią krwi i obżarstwa. Młoda para, duet składający się ze spontanicznej, dobrodusznej dziewczyny i starszego, stale narzekającego mężczyzny, mierzy się z nadzwyczajną florą i fauną fantastycznej krainy. Towarzyszy im budzący zaufanie przewodnik, który pomaga przetrwać w niebezpiecznym środowisku, ale również jest ich kulinarnym mistrzem, w najbardziej wysublimowany sposób dogadzającym podniebieniom nowożeńców. Autor konfrontuje bohaterów z dzikością miejsca, w którym się znajdują, opowiadając w ten sposób o naturze człowieka. Dwie postacie symbolizują ludzkie zalety i przywary – z jednej strony empatię i potrzebę zrozumienia świata, a z drugiej nieposkromioną chciwość i żądzę przemocy. Stanowią swoistą wariację na temat Adama i Ewy, tylko tym razem Eden jest śmiertelnie niebezpiecznym miejscem, a bohaterowie nie są tacy niewinni. To pod wpływem tego niezwykłego zakątka następuje w nich przemiana, którą można bez zdradzania zbyt wielu elementów fabuły nazwać odwróconą opowieścią z Księgi Rodzaju. Autor co chwilę częstując nas dygresjami na temat wpływu otoczenia na organizmy, pewnego rodzaju dostosowania się jednostek do niebezpiecznego sąsiedztwa. Asymilacja staje się motywem przewodnim Miesiąca miodowego na safari, odpowiadając zarazem na pytanie o sens ucieczki przed codziennością i miejsce idei szczęścia we współczesnym świecie. Oczywiście puenta nie jest typowa, lecz, jak cały komiks, dziwaczna i brawurowo nieoczywista.

Graficznie Miesiąc miodowy na safari zachwyca, wprowadzając czytelników w wręcz deliryczny stan. Jacobs mimo ascetycznego warsztatu lubuje się w dziwactwach, wynaturzeniach oraz eksponowaniu soków wytryskujących z różnorakich organizmów. Z rozgryzanych czy rozstrzeliwanych postaci posoka tryska obficie, zalewając nieodgadnione knieje. Autor stara się manipulować naszą orientacją, nie wiemy, czy bohaterowie przebijają się przez dzikie gęstwiny, czy może penetrują jakiś olbrzymi, nieznany organizm. Liczne graficzne ekspozycje posiłków lub dziwacznych istot dodają tylko tajemniczości wizji Jacobsa. W tym szaleństwie dominuje jednak uwielbienie dla geometrii, krajobrazy są skonstruowane z brył, a co jakiś czas przebijają się harmonijnie skomponowane ogrody czy widoki okolicy. Jego kreska jest niepokojąca, choć na pozór dziecięca i niewinna. Przedstawia postacie, delikatnie mówiąc, przerażające, a nierzadko portretuje brutalność i bezsensowną przemoc. Wszystko jednak sprawnie funkcjonuje, wzmacniając u czytelnika poczucie obcowania z czymś dziwnym, a nawet zagrażającym strefie komfortu. Ta obawa jest wręcz namacalna: choć chcemy się śmiać z całkiem zabawnej historii, czasem mamy wątpliwości, czy to, co czytamy, aby na pewno jest śmieszne i radosne.

Kultura Gniewu, kierując w nasze ręce album przypominający zin wydrukowany na kartonie, kolejny raz wydała komiks podkreślający w samej formie publikacji jego treści. Twórczość Jacobsa czerpie pełnymi garściami z kulturowego podziemia, a wręcz stanowi jego integralną część, a zielonkawa forma wydawnictwa tylko uwydatnia szlamowo-gnilne aspiracje autora do wywoływania gęsiej skórki u czytelników.

Lektura Miesiąca miodowego na safari ma wiele wspólnego z objedzeniem się limonkami i wymiotowaniem po zielonej oranżadzie. Intensywność niecodziennej dziwności wręcz hipnotyzuje, bezceremonialnie wchodząc do naszych głów. Pedantycznie rozrysowane kadry Jacobsa zapadają w pamięć, gnieżdżąc się gdzieś pomiędzy sennymi koszmarami a narkotycznymi halucynacjami. Całość składa się na doznanie przypominające rozmowę o egzystencji z człowiekiem udającym międzygalaktyczny ogórek, przybywający do nas z odległego wymiaru – czyli nie da się tego „od-zobaczyć”. Jest to jedna z najpiękniejszych historii o tym, że w każdej chwili coś lub ktoś może cię zjeść.

O albumie

Miesiąc miodowy na safari
scenariusz i rysunki: Jesse Jacobs
tłumaczenie: Agata Napiórska
80 stron, format: 195 x 270 mm
oprawa miękka, druk kolorowy
data wydania: marzec 2017
wydawca: Kultura Gniewu
ISBN-13: 9788364858567

Do nabycia

kultura.com.pl
gildia.pl
incal.com.pl
centrumkomiksu.pl
albertus.pl
czytam.pl
nieprzeczytane.pl
bonito.pl

Sugerowany zapis bibliograficzny recenzji

Giedrys, Kamil „Miesiąc miodowy na safari – pasożyty, toksyny i zakochani”. Recenzje. Internetowy dodatek do „Zeszytów Komiksowych”. <http://www.zeszytykomiksowe.org/recenzja_miesiac_miodowy>. 19 października 2017.

Zamów magazyn!
Numer 37 jest już dostępny

Kontakt / Redakcja

Zeszyty Komiksowe

ul. Geodetów 30
60-447 Poznań

Redaktor naczelny:
Michał Traczyk
Redaktorzy:
Dominika Gracz-Moskwa (zastępczyni redaktora naczelnego),
Krzysztof Lichtblau,
Założyciel i honorowy redaktor naczelny:
Michał Błażejczyk
Rada naukowa:
prof. dr hab. Jerzy Szyłak, dr hab. Paweł Sitkiewicz,
dr hab. Wojciech Birek, dr Adam Rusek
Dział recenzji:
Damian Kaja, Michał Czajkowski, Dominika Mucha
Korekta:
Martyna Pakuła
Wydawcy:
Fundacja Instytut Kultury Popularnej
i Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu
E-mail redakcji:
redakcja@zeszytykomiksowe.org
Numer ISSN: 1733-3008