Aymareidy

Damian Kaja

Gdyby Guy de Maupassant popełnił w afekcie naturalistyczną narrację w stylu chanson de geste, mogłoby powstać dzieło podobne do Wież Bois-MauryHermanna, z ich drapieżnie realistyczną panoramą średniowiecznej codzienności, finezyjnie rozpisaną przygodą, społeczną krytyką i wyczuleniem na kwestie moralne. Pięć pierwszych odsłon opowieści belgijskiego twórcy udowadnia, że komiksowa klasyka – po trzydziestu latach od zaczątków pierwodruku – „trzyma się mocno”.

Trzon fabularny komiksu Hermanna to opowieść o losach sir Aymara de Bois-Maury, rycerza przemierzającego średniowieczne terytoria w celu zebrania funduszy, niezbędnych do odbicia przezeń rodowej ziemi, nad którą górują tytułowe wieże, „najpiękniejsze i najwyższe w całym świecie chrześcijańskim”. Oto więc kolejny homo viator, pielgrzym i najemny wojownik, wędrujący w poszukiwaniu szans na odzyskanie dziedzictwa i przypieczętowanie własnej tożsamości spuścizną po przodkach. Hermanna nie interesuje jednak wyłącznie kurs owej prywatnej, jedenastowiecznej krucjaty, ale mnogość jej fabularnych dopływów, wątków pobocznych, krętych linii człowieczych losów, które przeplatają się z kolejnymi etapami Aymarowej misji. Właśnie w ramach swoistego fresku epoki, kreślonego zamaszyście, ale przy ciągłym zapatrzeniu w pojedyncze żywota, słowa i rysunki artysty rejestrują najwięcej i najciekawiej.

O realizmie

Koncepcja wieków średnich Hermanna Huppena oraz sposób, w jaki artysta odnajduje się w konwencji realistycznej, nie wynikają ze zmagania się z „odrzuconym obrazem”, o którym pisał C.S. Lewis. Autor cyklu opowieści o Narnii, mediewista, prześwietlał w swojej pracy m.in. trwanie takiego wizerunku epoki, w którym rzetelna rekonstrukcja światopoglądu człowieka średniowiecza przegrywa ze schematami myślenia będącymi schedą po „odrodzonych”, „oświeconych” i „romantycznych”. Myślenie o źródłach przedrenesansowego modelu świata wypierane bywa obmowami epoki o zabobonność i ignorancję, tudzież „odchudzane” do gawędziarskich i sentymentalno-heroicznych fantazji, czerpanych choćby z rozkochanej w gotyku literatury dziewiętnastowiecznej. Owszem, dla Hermanna życie ludzi średniowiecza zaczyna się tam, gdzie kończą

pochód zgraje trubadurów, minstreli i truwerów, gdzie nie opiewa się żarliwej wiary religijnych rekluzów, gdzie wytracają bieg bujne korowody tańców śmierci, a dramatów dnia codziennego nie zakłóca harmider uroczystych rycerskich turniejów czy afektacje białogłowych księżniczek. Belgijski twórca porusza się poza teatrem szlachetności, poza dekoracją „pieśni o czynach”, z jej ideałami piękna i względnie niezachwianym kanonem cnót. Mimo to nie czyta się Wież… jak ukrytej polemiki z dworskim romansem, ze zubożaniem średniowiecznej mistyki, z elaboratami literatury parenetycznej czy – na niwie kulturowej – ze strącaniem wieków średnich do ciemnogrodu prehistorii.

Motorykę zdarzeń, sedno dramatu, odnajduje Hermann w podmianie gotowych esencji (charakterologicznych, światopoglądowych) na podpatrywaną pod różnymi kątami egzystencję. Wieże… to nie „dzieje”, a „dzianie się” średniowiecza. Dlatego przez kadry komiksu w pierwszych pięciu tomach defilują raczej postaci krzywoustych, chromych, szpetnych, kosmatych i kędzierzawych aniżeli władczy herosi, zwiewne dziewice i ascetyczni słudzy Kościoła. Ludzie Hermanna są cieleśni, zmysłowi, poddani instynktom, nieustannie konfrontowani z własną małostkowością, niezarażeni jeszcze poczuciem schyłkowości epoki. Jeśli żyją ideałami, dialogują z własnym sumieniem, odnajdują w sobie pokłady bohaterstwa – czynią to niejako na oczach czytelnika, podejmując trud utrzymania równowagi między destrukcyjną popędliwością a nerwowym wertowaniem kodeksu etycznego. Stąd przemoc u Hermanna, ukazana z brutalnością i okrucieństwem, jest działaniem desperackim, odstręczającym, bynajmniej niegloryfikowanym w komiksowym kadrze. Bohaterowie Wież… z początkowych albumów cyklu, banici wielkich narracji, przychodzą z marginesów kart zabytkowych kronik i roczników, niedopowiedziani i przeoczeni przez skrybów epoki. Ich księgą genezyjską będzie raczej zredagowana współcześnie przez Georges’a Duby Historia życia prywatnego niż, dajmy na to, annały Raymonda d’Aguilersa.

Hermann nie zamierza, jak Lewis, zabierać głosu w sporze o kulturowy obraz średniowiecza. Jego wyczucie realizmu zdaje się wyłaniać spoza inspiracji nowoczesnej kultury takich jak rewizje czy dekonstrukcje minionego. Co nie znaczy, że artysta nie korzysta skwapliwie z każdej okazji, by zdetonować wiele ogranych tropów i narracyjnych forteli, znanych z fikcji historycznych czy fantasy. Nade wszystko jednak czerpie z powszechników ludzkich emocji, z rozeznania w sprawach psychiki, z ponadczasowości konfliktów moralnych. Pomysł Belga na komiks o rycerskich przygodach wcale nie jest i nie musi być rewolucyjny. Wystarczy, że Hermann w sposób mistrzowski przemienia „scenerię” zdarzeń w nasycony efektem realności, przestronny „świat”. Nie jest zakładnikiem historycznej konwencji, ale jej prawodawcą, pewną ręką zakreślającym na mapie wieków średnich epicentra nieutemperowanych ludzkich namiętności.

O fabule

Trudno o bardziej dosadne wprowadzenie czytelnika do tak pomyślanej rzeczywistości niż wariacja na temat: „na początku była chuć”. Kiedy dochodzi do próby gwałtu na wieśniaczce Babette (tom pierwszy), a jej oprawca zostaje zabity, w więzieniu niesłusznie ląduje ukochany ofiary, Germain, murarz pracujący przy budowie lokalnej katedry. By przetrwać pasmo tragedii i niesprawiedliwości, Germain zmuszony będzie przyłączyć się do szajki rzezimieszków, harcujących w przebraniu wędrownych kuglarzy. Od pierwszych stron komiksu Hermann daje się poznać jako kronikarz dnia powszedniego, artysta po równo obdzielający uwagą ludzi pokrzywdzonych i bezwzględnych. W premierowym albumie ustala się także dwutorowy montaż narracji, w której czytelnik przypatruje się poczynaniom Aymara, ale śledzi też losy Germaina.

Część druga, Heloiza de Montgri, to opowieść o zemście, w której twórca Jeremiahamistrzowsko przeplata elementy grozy (rozbójnik w masce górskiego kozła) z momentami komediowej ulgi (komiczny starzec, rozmiłowany w kurze Aldegondzie). Wrażenie realności świata budują detale: w nastrojowych, często milczących kadrach Hermanna zatrzymane zostają i złowrogie kikuty drzew (figura „objęcia” świata zewnętrznego) i strzegące spokoju, siwe słupy dymu znad chat (namiastka axis mundi, osi świata, a więc gwarant przynależności – jakże obcej bohaterom wydanym na pastwę wędrowania).

W albumie trzecim, zatytułowanym Germain, znany z części pierwszej murarz, niczym podstępny Odys, obmyśla świętokradczy plan obrabowania klasztoru. Aymar najmuje się zaś jako ochroniarz pomagający w eskorcie kupca i jego żony, którzy pielgrzymują do katedry w Santiago de Compostela z intencją wyleczenia kobiety z rzekomego obłędu. W połączeniu w jednej opowieści sekwencji onirycznego symbolizmu z tropami westernowymi znać rękę mistrza.

 

W Reinhardcie (tom czwarty) zza krwawo dyskutowanej między dwoma braćmi kwestii spadku po zmarłym baronie wyłania się tło wielkiej historii: wypraw krzyżowych i szalejącej zarazy. Ale to dzięki postaci zjawy młodocianej żebraczki, zatrzymanej w widmowym przedsionku między życiem a śmiercią, Hermann pokazuje, jak zmyślnie tka materię świata wieków średnich, z jakim wyczuciem wkrada się w mentalność jego mieszkańców: „Współczesny człowiek – pisze Jacques Le Goff – […] jest świadom wyraźnej granicy między tym, co widzialne, a tym, co niewidzialne, między tym, co naturalne, a tym, co ponadnaturalne. Jednakże nie było tak w przypadku człowieka wieków średnich. Nie tylko to, co widzialne, było dla niego odbiciem tego, co niewidzialne, lecz i to, co ponadnaturalne, stale interweniowało w codziennym życiu; człowiek średniowiecza był otoczony nieustannymi aparycjami. Nie istniała wyraźna granica, a tym bardziej bariera, między naszym światem a światem nadnaturalnym”

(tenże, „Człowiek średniowiecza”, [w:] Cłowiek średniowiecza, red. J. Le Goff, przekł. M. Radożycka-Paoletti, Warszawa 2000, s. 42-43). Sygnałów oczytania autora, dyskretnie pobrzmiewających w fabule, odnajdzie czytelnik dużo więcej.

Tom piąty, Alda, ze względu na wątek rabusiowatych kuglarzy, poniekąd domyka zdarzenia rozpoczęte w Babette. Aymar i jego giermek Oliwier dostają się w sam środek intrygi na zamku Yvona de Portel. Opętany uczuciem do Guilaumette, kobiety fatalnej, pogrążający się w szaleństwie starzec nie dostrzega spisku, jaki ta knuje z przestępcą Markusem, by zostać nową kasztelanową. Tymczasem Alda odnajduje się po wydarzeniach przedstawionych w tomie trzecim, w samą porę, by uratować przed tragedią Germaina, wśród miejscowych obrastającego legendą „murarza, który stał się łotrzykiem”.

O kolorach

Wypada napisać słowo o kolorystyce Wież…. Na pierwszy rzut oka to paleta barw soczystych, choć zastygłych w stanie „pomieszania z poplątaniem”. Wrażenie takie wzmaga pstrokacizna komiksowych dymków. Tymczasem, jak przypominał wybitny znawca estetyki epoki, Michel Pastoureau, kolory dla wielbiącego symbolikę człowieka średniowiecza były miarą porządku rzeczywistości. Pełna ambiwalencji zieleń przypominała mu o zwodniczym uroku młodości, w żółci rozpoznawał zło, atrybut oszustwa. Maryjny błękit stopniowo wypierał z pejzażu wieków średnich prymat cesarskiej czerwieni. Średniowieczna obsesja koloru wyłoniła się z neoplatońskiej wizji światła jako obecności Boga, obwieszczonej przez Pseudo-Dionizego Areopagitę: barwy to substancja ożywiana boskim światłem, przemieniająca światło-Boga w zmysłowość materii. Uwielbienie barw odbywało się jednak, jak na epokę karmioną sprzecznościami przystało, przy akompaniamencie sprzeciwów. Holenderski badacz historii koloru, Herman Pleij, przypomina poglądy Bernarda z Clairvoux, grzmiącego na płytkość, zbędność i niebezpieczeństwo niesione przez zbytek barw, zakłamujących naturę rzeczy.

Ilekroć spojrzy się na kolory średniowiecza, na reprezentacje, które – jak Wieże Bois-Maury – z kolorystyki czynią wezwanie do nader uważnej lektury, tylekroć świat (w kolorze) przedstawiony odsłania mechanizm swego działania – opartego na dysonansie, rozdźwięku między wszechobecnością Boga i pustką światowej iluzji, między eterycznym sacrum, którym przepojona jest rzeczywistość, i marnym, wyjaskrawionym zmysłowymi bogactwami theatrum mundi. Czy Fraymond, stały współpracownik Hermanna, zdawał sobie sprawę, jaki świat kreuje nakładaną przez siebie barwą w początkowych albumach? Ile z powyższych „drobiazgów” wiedzy historycznej i estetycznej rezonowało w koncepcji artysty? Raczej niewiele, bo i nie o historyczną rozprawkę tu idzie, a o rozrywkę płynąca z solidnej opowieści. Wieżom Bois-Maurybrakuje kolorystycznej konsekwencji, toteż łamanie kodów, potencjalnie odsyłających do symboliki wieków średnich, wydaje się próżnym trudem.

Mimo to w ekspresji kolorystycznej Wież, w odwadze odchodzenia od prostego odwzorowywania faktury rzeczywistości, jest coś nieodparcie pociągającego. W płaszczyźnie percepcji inwencja kolorysty rozprasza monotonię aktu odbioru dzieła tak, jak w sferze intelektualnych nawyków Hermann wojuje z uładzonym, romantycznym obrazem wieków średnich, subwersywnie wydobywając ponurą „chropowatość” epoki, z jej gwałtowną, na wskroś „przyziemną” codziennością. Trochę szkoda, że w lekturze pierwszych trzech tomów oko czytelnika pochłaniać musi widoki średniowiecza o barwach nadto sytych, nadmiernie intensywnych. Na szczęście nieco drażniąca, zbyt szczodrze potraktowana saturacja – z korzyścią dla warstwy wizualnej komiksu – ulega poprawie w tomach czwartym i piątym.

Na koniec dwa ukłony i dwie uwagi. Ukłon, oczywiście, dla Hermanna, za rozrywkę o nieprzemijającym wdzięku i mądrości. I ukłon dla Wydawnictwa Komiksowego za sprowadzenie klasyki do kraju. Jeśli zaś idzie o uwagi, pierwsza: „aymareidy” w tytule to przekorne nawiązanie do „aleksandreid”, fantastycznych narracji sławiących przypadki i czyny Aleksandra Wielkiego. Oczywiście styl Wież jest ich zuchwałym zaprzeczeniem, sama nazwa jednak spina efektowną klamrą epizodyczność pierwszych pięciu albumów komiksu. I druga: pada w recenzji całe mnóstwo nazwisk kojarzonych z barwnym czasem między starożytnością a renesansem. Nie mam wątpliwości, że autor Wież Bois-Maury kojarzy je wszystkie, plus garść innych. Czy w związku z tym pasja, z jaką Huppen projektuje sagę o wiekach średnich, skłoniłaby go do skomentowania charakteru Wież… słowami Umberta Eco: „teraźniejszość znam wyłącznie z ekranu telewizyjnego, natomiast średniowiecze bezpośrednio”? Wydaje mi się, że mimo wszystko nie. Klasyka stroni od takich minoderyjnych błyskotliwości. Łatwo ulegają przeterminowaniu.

Damian Kaja

O albumach

Wieże Bois-Maury, tom 1: Babette
scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki
48 stron, format 220×295 mm
oprawa twarda
data wydania: wrzesień 2013
wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN-13: 978-83-936849-5-3

Wieże Bois-Maury, tom 2: Heloiza de Montgri
scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
kolor: Fraymond
tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki
48 stron, format 220×295 mm
oprawa twarda
data wydania: październik 2013
wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN-13: 978-83-936849-6-0

Wieże Bois-Maury, tom 3: Germain
scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
kolor: Fraymond
tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki
48 stron, format 220×295 mm
oprawa twarda
data wydania: listopad 2013
wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN-13: 978-83-936849-7-7

Wieże Bois-Maury, tom 4: Reinhardt
scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki
48 stron, format 220×295 mm
oprawa twarda
data wydania: grudzień 2013
wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN-13: 978-83-936849-8-4

Wieże Bois-Maury, tom 5: Alda
scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki
48 stron, format 220×295 mm
oprawa twarda
data wydania: luty 2013
wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN-13: 978-83-936849-9-1

Do nabycia

wiezeboismaury.blogspot.com
picturebook.pl
sklep.gildia.pl/komiksy
incal.com.pl
imago.com.pl
sklep-komiksowy.pl
komikslandia.pl
komiksiarnia.pl
albertus.pl

Sugerowany zapis bibliograficzny recenzji

Kaja, Damian „Aymareidy”. Recenzje. Internetowy dodatek do „Zeszytów Komiksowych”. <http://www.zeszytykomiksowe.org/recenzja_bois_maury>. 29 lipca 2014.

Zamów magazyn!
Numer 35 jest już dostępny

Kontakt / Redakcja

Zeszyty Komiksowe

ul. Geodetów 30
60-447 Poznań

Redaktor naczelny:
Michał Traczyk
Redaktorzy:
Dominika Gracz-Moskwa (zastępczyni redaktora naczelnego),
Krzysztof Lichtblau,
Założyciel i honorowy redaktor naczelny:
Michał Błażejczyk
Rada naukowa:
prof. dr hab. Jerzy Szyłak, dr hab. Paweł Sitkiewicz,
dr hab. Wojciech Birek, dr Adam Rusek
Dział recenzji:
Damian Kaja, Michał Czajkowski, Dominika Mucha
Korekta:
Martyna Pakuła
Wydawcy:
Fundacja Instytut Kultury Popularnej
i Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu
E-mail redakcji:
redakcja@zeszytykomiksowe.org
Numer ISSN: 1733-3008